Menu
About me Kontakt

Komputer Świat explores the fascinating topic of smartphones and the lack of them in the past. In the 1990s, before smartphones were invented, life was very different. People often had to rely on payphones, which could be frustrating due to their limited availability. This situation changed with the arrival of modern telephone booths in Poland, which revolutionized communication. One such innovation that entered the Polish telecommunications landscape was the telephone card, which, according to the author, was revolutionary in its own right and widely popular among users. The telephone card has become a relic of the past, but it is worth remembering with a smile.

The author also describes the history of telephone cards, which were the first steps toward automating phone calls. The idea of introducing these cards arose in the early 1990s and quickly gained popularity. Devices operating on magnetic strips allowed users to use phones in a simpler and more efficient way. The cost of a card with one hundred impulses was significant, showing how much communication technology has developed since the days when the first payphones in Poland operated on coins.

Another interesting aspect of the history of telephone cards in Poland involves incidents related to fraud. Although the new booths were well-received, some individuals attempted to exploit the system for personal gain. The author mentions the ingenuity of criminals who employed various techniques to steal cards, leading to the introduction of legal regulations regarding the theft of telephone impulses. Even though these were challenging times, the technological advancement contributed to improving the situation.

As the years passed, magnetic cards began to be replaced by chip cards, and the next step toward simplifying communication was the introduction of prepaid cards. Although the telecommunications system in Poland underwent many changes, the author reminds us that payphones can still occasionally be found in some places that have long been out of service. In recent years, a significant number of these booths have been decommissioned, illustrating the rapid pace of technological advancement.

In conclusion, the Komputer Świat video provides interesting insights into the past of telecommunications in Poland. At the time of writing this article, the video has 9,620 views and 407 likes, reflecting considerable interest in the topic. Undoubtedly, the history of telephone cards and payphones is a fascinating aspect of our culture worth remembering, as it allows us to appreciate the conveniences of today's technology more.

Toggle timeline summary

  • 00:00 Question about giving up smartphones.
  • 00:04 Discussion on the absence of smartphones in the 1990s.
  • 00:19 Challenges of using public phone booths at that time.
  • 00:30 Nostalgia for past phone-related experiences.
  • 00:35 Introduction of phone cards as valuable tools.
  • 00:44 First telephone booths arrived in Poland in the 1970s.
  • 00:54 Telephone services limited to local calls.
  • 01:18 Costs of calls represented by coin impulses.
  • 02:02 New phone card technology introduced in the 1990s.
  • 02:18 Phone cards recorded impulse information.
  • 02:26 Initial pricing and availability of phone cards.
  • 02:43 Selection of phone systems influenced by Papal visit.
  • 02:58 New technology simplified user experience.
  • 03:35 Rise in availability of phone booths.
  • 03:42 Theft challenges associated with phone cards.
  • 04:43 Transition to chip cards from magnetic cards.
  • 04:59 Introduction of prepaid cards in 1999.
  • 05:31 Statistics on public phone booth availability.
  • 05:45 Decline of public phone booths post-2000.
  • 06:00 Current status of phone cards in Poland.
  • 06:05 Invitation for discussion on other past devices.

Transcription

Czy bylibyście w stanie zrezygnować ze smartfona? Podejrzewam, że nie. Tymczasem jeszcze w latach dziewięćdziesiątych smartfonów nie tylko nie było, ale też dodzwonienie się w jakiejkolwiek sprawie wymagało stania w kolejce do jednej z rozmieszczonych tu i ówdzie budek telefonicznych. A i te nie wszędzie były dostępne. Rzeczywistość PRL-owska i post-PRL-owska była dość specyficzna i mocno ograniczona w kontekście do tego, co mamy obecnie. Ale są rzeczy, które z pewnością można wspominać z uśmiechem na ustach. I jedną z takich rzeczy była karta telefoniczna. Dziś zapomniany już relikt. Kiedyś nie tylko narzędzie przydatne, ale też wartościowe. Karta ta była bowiem odpowiedzią na zamieszanie, jakie wprowadziły pierwsze sprowadzone do Polski budki telefoniczne. Te trafiły nad Wisłę jeszcze w latach sześćdziesiątych. Do lat siedemdziesiątych umożliwiały wyłącznie rozmowy lokalne, w ramach jednego miasta, a za rozmowy płaciło się monetami, które były przekształcane w impulsy. Cena się zmieniała, ale po prostu nie było. W ramach jednego miasta, a za rozmowy płaciło się monetami, które były przekształcane w impulsy. Cena się zmieniała, ale powiedzmy, że złotówka dawała jeden impuls, a kiedy ten dobiegał końca, w słuchawce pojawiał się komunikat o konieczności wrzucenia kolejnej. Pojawiały się też automaty na żetony, które jednak nie zastąpiły tych na monety, ze względu na to, że regularnie trzeba było je opróżniać. Ich produkcja była niewystarczająco duża jak na potrzeby ludności. Dla władz dużym problemem były niestety częste włamania do automatów i wykradanie z nich pieniędzy. A to oznacza, że sprzęt dość drogi, regularnie ulegał awariom albo zwyczajnie nie działał. Wyobraźcie sobie zatem taką sytuację. Musicie pilnie zadzwonić do lekarza, udajecie się do budki i dopiero na miejscu okazuje się, że to się nie uda. Rozwiązaniem tego problemu na początku lat dziewięćdziesiątych okazały się nowe urządzenia. Do Polski trafiły bowiem włoskie automaty Urmet, działające na podstawie karty telefonicznej z charakterystycznym paskiem magnetycznym. Na pasku zapisywane były informacje o impulsach, a po zakończeniu rozmowy odpowiednia ich liczba była po prostu ściągana z karty. Początkowo jeden impuls był ściągany co trzy minuty rozmowy. Karta ze stoma impulsami kosztowała zaś sześćdziesiąt tysięcy ówczesnych złotych. Trudno jest przeliczyć tę kwotę na dzisiejsze, ale można założyć, że kosztowała kilkadziesiąt złotych i w tej cenie umożliwiała rozmowy przez trzysta minut. Co ciekawe decyzja o wyborze kart i budek Urmet zapadła po wizycie papieża Jana Pawła II w 1991 roku. To właśnie w tamtej chwili w Częstochowie odbywały się publiczne testy tych urządzeń. Rok później to właśnie z włoską firmą Urmet podpisano umowę na dostarczenie automatów. Z takiego rozwiązania zdawali się szczęśliwi w zasadzie wszyscy. Pracownicy telekomunikacji polskiej nie musieli przestawiać ręcznie automatów w przypadku zmian cen za połączenia, bo wystarczyło jedynie podnieść ceny kart. Natomiast sami użytkownicy mieli pod ręką lekkie i proste w użyciu narzędzie do prowadzenia rozmów. Choć przyznać trzeba, że na tamte czasy można było mówić o dość drogich kosztach rozmów. Nie ostraszało to jednak potencjalnych rozmówców. O ile wcześniej automatów zwyczajnie brakowało, więc nierzadko trzeba było stać kilkanaście lub dziesiątki minut w kolejce, tak w końcu automaty stały się powszechniejsze, bo i ich stawianie bardziej się opłacało. W końcu nikt nie okradał ich zawartości. Oczywiście i taka zmiana nie przeszkodziła kombinatorom w zawłaszczeniu czyjegoś majątku. Popularnym sposobem na kradzieże kart było blokowanie wejścia czymś cienkim, na przykład kartką papieru. Chcąc zadzwonić, użytkownik nierzadko instynktownie dociskał ją do środka, blokując ją w slocie, przez co nie mógł jej później bezproblemowo odzyskać. Tymczasem złodziej czyhał, aż jej właściciel odejdzie, by na przykład spinką wygrzebać ją ze slotu, a później odsprzedać. W późniejszych latach dziewięćdziesiątych sposób ten był jednak już znany i ci, którzy dzwonili częściej, zwykle wiedzieli jak automaty wcześniej sprawdzić. Co ciekawe, w 1998 roku wprowadzono nawet do kodeksu karnego kradzież impulsów telefonicznych. Ze względu na zastosowaną technologię, ci bardziej cwani byli bowiem w stanie nabić na nią impulsy ręcznie, z czym telekomunikacja polska walczyła, wprowadzając w swoim czasie system billingów, tropiąc później właścicieli takich kart. Przyznacie jednak, że oszuści wykazywali się nie lada kreatywnością. Po 1998 roku karty magnetyczne były już powoli wycofywane na rzecz kart chipowych. Co prawda, sporo czasu zajęło zanim technologia zastąpiła tę starą i dobrze znaną, ale już wtedy wiadome było, że to tylko kwestia czasu. Trzeba też pamiętać, że dostępne aparaty telefoniczne trzeba było też przygotować na ich wykorzystanie. Z kolei w 1999 roku powstał jeszcze inny wynalazek. Karty prepaid, które nie posiadały ani czipu, ani paska magnetycznego, ani też impulsów, miały w sobie określoną wartość pieniężną i dzwoniąc z nich centrala telekomunikacji polskiej łączyła nas z numerem, powierając odpowiednią kwotę zgodnie z obowiązującymi stawkami. Minusem tych kart była określona data przydatności, najczęściej około 6 miesięcy. Przełom milenium to już coraz szerzej dostępne telefony stacjonarne w domach i mieszkaniach. Jednak jeszcze w 2000 roku na terenie całego kraju stało około 100 tysięcy budek. Od tamtej pory jednak regularnie je likwidowano. Po dziesięciu latach ostało się 45 tysięcy sztuk, a w 2016 roku Orange, które było właścicielem budek telefonicznych po TPSA, zdecydowało się zlikwidować wszystkie posiadane automaty. Obecnie ten relikt możecie jeszcze spotkać w niektórych wsiach i miastach, ale istnieje spora szansa, że nie będą już działać. Karta telefoniczna to jedno z bardziej powszechnych reliktów przeszłości w Polsce. Ale jeżeli chcecie posłuchać o innych takich urządzeniach, sprzętach, reliktach przeszłości, dajcie znać w komentarzach. Napisy stworzone przez społeczność Amara.org