What did Steve Jobs do at Atari? - IT history (film, 37 minutes)
Coleslav's latest video humorously explores the origins of Steve Jobs, a name we mostly associate with apples, iPhones, and iPads, rather than unpleasant odors. The portrayal of Jobs at the start of his career reveals a stark contrast to the polished image we have today. In the video, Coleslav shining a light on figures such as Alan Alcorn, who was an essential part of Atari, where Jobs's career began. Alcorn, an exceptionally skilled engineer, is credited with creating the iconic Pong arcade game, which revolutionized the gaming industry and firmly established Atari's presence in the market.
Jobs’s entry into Atari comes with an interesting anecdote about how Alcorn had hired him when he was only 18. Coleslav highlights the mixed reactions from coworkers, who nicknamed Jobs “Ho Chi Minh” due to his scruffy beard and revolutionary views. This sheds light on the work environment at Atari during that time, illustrating how not everyone welcomed Jobs's unique personality and unconventional style. Despite the initial skepticism, Coleslav paints Jobs in a gradual light, hinting at the talent and brilliance that would shape the tech industry in the years to come.
As the narrative unfolds, viewers learn about quirky habits that annoyed colleagues, like Jobs walking barefoot in the office and his odd cleansing diets. These personal attributes, though somewhat amusing, were often sources of frustration for those working alongside him. Coleslav dives deeper into how these eccentricities reflected Jobs’s character and ultimately contributed to the complex dynamic within Atari. His direct and blunt approach often led to friction, making it clear that not everyone was keen on his transparency.
Despite his controversial traits, Coleslav emphasizes how Jobs's determination and passion for innovation led him to successfully revolutionize Apple. The storytelling elegantly captures the spirit of the tech world during those formative years, showcasing how Jobs, while unorthodox, played a crucial role in shaping the future. At the time of writing, Coleslav's video has gained 68,542 views and 2,388 likes, signifying the audience's interest and engagement with the history of such a significant figure in tech.
Viewers are encouraged to watch Coleslav's film to uncover often-overlooked facts about Steve Jobs. Anyone interested in technology and the history of Apple will undoubtedly find intriguing revelations enriching their understanding of this icon.
Toggle timeline summary
-
Introduction to Steve Jobs' association with Atari, contrasting public perceptions.
-
Discussion of the differences between Jobs' early career image and public perception.
-
Overview of this humorous film focusing on Alan Alcorn at Atari.
-
Introduction of Alcorn as an important figure in the Atari history.
-
Encouraging viewers to check the main materials regarding Atari on their own.
-
Details about Alcorn being regarded as employee number three at Atari.
-
Alcorn's background as a talented engineer.
-
Alcorn's success in creating the Pong arcade game.
-
Talk about a young Steve Jobs coming to Atari for a job.
-
Description of Jobs' first interaction and impression at Atari.
-
Alcorn recalls first impressions of Jobs in his early days at Atari.
-
Jobs' early ambitions and contact with Bill Hewlett.
-
Discussion on Jobs being employed as the 40th worker at Atari.
-
Others at Atari did not favor Jobs due to his straight forwardness.
-
Investigations into Steve Jobs' behaviors and habits at Atari.
-
Narrative of Jobs bringing a jar of cranberry juice to work.
-
Diagrams explaining Jobs' unconventional approach to stress management.
-
Bushnell discussing his relationship with Jobs during their time at Atari.
-
Alcorn's strategy concerning instruction preferences among employees.
-
Discussion about the complications surrounding the creation of the game Breakout.
-
Jobs taking on the challenge to streamline the game's circuit board design.
-
Explanation of how Nolan and Alcorn allowed Jobs to manage the project.
-
Jobs' decision to leave Atari to pursue personal ambitions.
-
Bushnell recounting an improved job demeanor in later years.
-
Recommendation for further reading on the history of video games.
Transcription
Cześć, Steve Jobs kojarzy się nam sporo gruszkami, iPhonem czy innym iPadem i na pewno nie z przykrym zapachem. Okazuje się jednak, że nasze wyobrażenie o Jobsie w zestawieniu z jego prawdziwym obliczem z początków jego kariery to dwa zupełnie inne obrazki. W tym filmie, który jest takim humorystycznym dodatkiem do dwóch innych filmów o Atari jakie zrobiłem, skupimy się na postaci Jobsa, który swoją zawodową karierę zaczynał właśnie w Atari. Cześć. Nie będę streszczał tego, co działo się w dwóch głównych materiałach, zachęcam do sprawdzenia samemu. Podejrzewam też, że jeśli trafiliście tutaj przez clickbaitowy tytuł, to pewnie i tak was nie zainteresuje historia Atari, więc w drodze kompromisu przybliżę jedynie postać Alana Alcorna, który jest istotną postacią w tej historii. Alcorn był w cudzysłowie pracownikiem numer 3 w Atari. Powiedziałem w cudzysłowie, bo choć na jego identyfikatorze wyraźnie widnieje numer 3, to tak naprawdę o nim nie był, bo ta numeracja nie uwzględnia założycieli firmy, Nolana Bushnella i Tedda Dabneya. Nie udało mi się ustalić, kto był pracownikiem numer 2 według tej numeracji z identyfikatora, ale wiem, że identyfikator z numerem 1 miała Cynthia Villanova, młoda dziewczyna świeżo po szkole średniej, która była opiekunką dzieci Nolana, którą zatrudniono na stanowisko sekretarki. W późniejszych latach przekwalifikowała się i pracowała na sali produkcyjnej. Wracamy do Alcorna, utalentowanego inżyniera i to takiego powiedzielibyśmy z powołania, bo o ile w przypadku Bushnella ludzie powątpiewają, czy jako dzieciak naprawiał telewizory jak sam twierdził, to w przypadku Alcorna nikt wątpliwości nie ma. Al elektroniką interesował się od najmłodszych lat, co z kolei nie podobało się jego mamie, bo zamienił swój pokój w warsztat naprawczy. W dodatku w bardzo młodym wieku uniezależnił się finansowo od swoich rodziców, między innymi naprawiając telewizory i radia sąsiadom, więc jak nie dostawał kieszonkowego od rodziców, bo coś tam przeskrobał, to taki brak pieniędzy od opiekunów w żaden sposób nie wpływał na zmianę jego zachowania. Przeskakujemy do okresu, w którym Alcorn został zatrudniony w Atari, gdzie jego pierwszym wielkim sukcesem było stworzenie automatu z grą Pong. Po tym arcade'owym szlagierze firma zająła się masowo produkcją różnych innych automatów i któregoś dnia podczas pracy nad nowymi maszynami do giercowania przyszła do niego recepcjonistka z informacją, że przyszedł jakiś dzieciak w sandałach i powiedział, że nie wyjdzie stąd dopóki nie dostanie pracy. Zapytała więc, co ma z nim zrobić. Powinniśmy albo zadzwonić na policję, albo z nim porozmawiać. Odpowiedział, a że miał luźniejszy dzień, to postanowił z nim porozmawiać. To był jakiś dzieciak, który urwał się ze szkoły i który w dodatku był brudny. Miał 18 lat i coś tam wiedział. Miał w sobie iskrę błyskotliwości. Don Lang, jeden z moich inżynierów, prosił o technika, więc powiedziałem, świetnie, dam ci pracę u boku prawdziwego inżyniera. Następnego dnia Don przyszedł do mnie i powiedział, co ja zrobiłem, że sobie na to zasłużyłem. Powiedziałem, no co, chciałeś technika? Czego masz? Odpowiedział, ten facet jest brudny, jest po prostu obrzydliwy i nie zna się na elektronice. Dzieciak w końcu się wyrobił. Nazywał się Steve Jobs. Tak początki Jobs' awatarii opisuje Alcorn, a sam cytat pochodzi z książki The Ultimate History of Video Games Steve'a Kenta. Co ciekawe, Jobs miał już wtedy na koncie wproszenie się do innej firmy. Nazywałem się Bill Hewlett, kiedy miałem 12 lat. Miał miejsce w Palo Alto, jego numer został w książce telefonowej. Odpowiedział sam do telefonu, tak? Cześć, jestem Steve Jobs, mam 12 lat. Jestem szkoleniem w szkole i chcę zbudować kontrolę frekwencji. I zastanawiałem się, czy mógłbym mieć jakieś pozwolenie. I śmiało, dostał mi pozwolenie, żeby zbudować kontrolę frekwencji. I dostał mi pracę w tym tygodniu. Pracowałem na linii montażu, włożyłem śruby i śruby razem na kontrolę frekwencji. Jobs był 40. pracownikiem Atari. I jak po latach przyznał Alcorn, został nim dlatego, bo doszedł do wniosku, że nic nieumiejące 18-latek będzie go mało kosztował. A że Jobs wiedział, która strona lutownicy to ta ciepła strona, której nie należy dotykać, to wzięto go na przeszkolenie. Zapamiętajcie ten powód przyjęcia do pracy, bo w dalszej części podam inny. Niestety inni pracownicy Atari nie przepadali za przyszłym założycielem Apple. Wielu miało za jego plecami nazywać go Ho Chi Minh. Zacytuję wikipedię. Wietnamski polityk komunistyczny. Założyciel i przywódca polityczny Komunistycznej Partii Indochin. Premier i prezydent Demokratycznej Republiki Wietnamu. Miał się to odnosić do jego wyglądów, w szczególności brudki jaką wtedy nosił, oraz do jego poglądów. Co ciekawe, dekady później FBI upubliczniło swoje kartoteki odnośnie Jobsa, w których jego ciągoty do komunizmu były poruszone. Jobs powiedział FBI, że nie był członkiem partii komunistycznej, ani żadnej organizacji dążącej do obrania rządu. Powiedział, że nie należał do żadnych organizacji poza New York Athletic Club, czyli ekskluzywnej siłowni na Manhattanie, ale że nie wiedział nic o ich zasadach członkostwa, bo nigdy tam nie był. Relacjonuje Guardian. Ten ekskluzywny klub, o którym wspomniał, dostarczył wielu kontrowersji przez ponad 150 lat jak istnieje, dotyczących m.in. dyskryminacji kobiet, Żydów czy afroamerykanów. To właśnie tam w 2003 roku Kasparow zmierzył się z programem X3D Fritz. Był remis. Wracamy do Atari i Steve'a. Podobno pewnego dnia Jobs przyszedł do pracy ze słoikiem soku żurawinowego i powiedział przełożonemu, że robi sobie taką oczyszczającą dietę i prosił, aby nie wzywać pomocy jak za słabnie, bo nic mu nie będzie. Szybko pojawiły się narzekania kolegów z pracy na jego zapach, bo ten się zwyczajnie nie mył, co w szerokości geograficznej, gdzie leży Dolina Krzemowa, musiało dawać po nosie. Latem temperatura tam utrzymuje się na poziomie 30 stopni Celsjusza. Narzekano też na to, że śmierdziało mu z buzi. W jego autoryzowanej biografii, autorem której jest Walter Isakson, można znaleźć informację, że jego odor był na tyle dokuczający innym pracownikom, że został przesunięty na nocną zmianę. Więc zdecydowaliśmy się na uruchomienie nocnej zmiany w dziale inżynieryjnym. On był jedynym pracownikiem tej zmiany. Przyznał Nolan. Współpracownikom dokuczało też to, że Jobs chodził po firmie na bosaka. Nie wiem, czy można to jakoś ze sobą połączyć, ale we wspomnianej biografii jest też fragment o tym, że jego sposobem na stresowanie się było wsadzanie stóp do sedesu. Może właśnie dlatego koledzy z pracy nie byli zachwyceni widząc go bez butów. Tutaj muszę podkreślić, że mówimy o autoryzowanej biografii. Jednak to, co dla wielu pracowników było nie do przeskoczenia, to jego... szczerość. Albo, jak to nazwano w Futuramie, czym miał się cechować Bender. Powiedział kiedyś Bushnell. Faktycznie, panowie się dogadywali. Sprawa była jednak bardziej złożona. Otóż założyciel Atari był takim szefem, który lubił każdemu pracownikowi... jakby to powiedzieć... zajrzeć do szuflady. Często pojawiał się w różnych działach firmy, głównie w dziale R&D, przysłuchiwał się rozmowom inżynierów i wtrącał swoje trzy grosze. Czasami robił to na zasadzie sugestii, a czasami były to wprost nakazy. Pracownicy nazwali te jego wędrówki po firmie jako i skarżyli się, że przez to jego wtrącanie się innym do pracy, czas opracowania nowych maszyn się wydłużał. Alcorn znalazł na to rozwiązanie. Powiedział wszystkim pracownikom, że przyjmują polecenia jedynie od niego i że mają zignorować wszystko, co sugeruje im Nolan. Chyba że... Bushnell powie to trzy razy. Alcorn nie bał się tego, że Nolan w końcu się zorientuje, że jego sugestie czy nakazy nie zostały wzięte pod uwagę, bo wiedział, że Nolana nie interesował już gotowy produkt. Innymi słowy, jak nowy automat trafiał do klientów, to Nolan go nawet nie odpalał i wtykał już nos w kolejny projekt. Jednak jakimś sposobem Nolan dowiedział się o tym. I tak, któregoś dnia Bushnell wezwał cały dział R&D na dywanik. Powiedział poirytowany Nolan, a jeden z inżynierów krzyknął do niego. Ataki Nolana nie ustawały. Cały czas zaczepiał inżynierów i dawał im porady. Pomimo tego, że minęły już lata od ostatniego razu, kiedy trzymał lutownicę w dłoni. Nowy plan zespołu miał polegać na tym, że jak Nolan pojawiał się w budynku, to zaraz dochodził do niego Alcorn i nie odstępując go na krok, przymierzali siedzibę razem. Jak Nolan się odwrócił albo zajął rozmową z kimś innym, Alcorn cichym głosem przypominał swoim inżynierom, że jeśli zrobią to, co kazał im zrobić Nolan, to są zwolnieni. Sprawa była tak poważna, że zespoł miał nawet do dyspozycji Pagera, aby jak najszybciej postawić Alcorna obok Bushnella, a Pager nie był wtedy tanią zabawką. New York Times podaje, że w latach 70. Pager kosztował około 300 dolarów. Niestety nie sprecyzowano w którym okresie. Uśrednijmy więc, że w połowie dekady. Jeśli więc uwzględnimy inflację, to w 2023 roku urządzenie kosztowałoby 1692 dolarów, czyli trochę ponad 7 tysięcy złotych. A abonament miesięczny sięgał nawet 50 dolarów, czyli dzisiejsze 282 dolarów i po przeliczeniu na złotówki da to jakieś 1168 zł. I to wszystko tylko po to, aby odciągnąć właściciela firmy od inżynierów. Dodam w charakterze ciekawostki, że Pager został opatentowany już w 1949 roku, a pierwsze komercyjne użycie miało miejsce już rok później. Za pierwszym Pagerem stała firma Reef Sound Company, a gadżet był kierowany do lekarzy pracujących w Nowym Jorku i okolicach. Ten wyrachowany sposób radzenia sobie z uporczywym szefem też okazał się niewystarczający i Bushnell doskonale wiedział, co dzieje się w dziale R&D, np. z którym automatem są jakieś problemy itd. Jak to możliwe? Umieścił w dziale Kreta, który miał mu opowiadać o każdym projekcie. Jego informatorem musiał być ktoś nieistotny, ktoś tak mało znaczący, że Alcorn nigdy by go nie podejrzewał. Informatorem Bushnella był Steve Jobs. Pisze Steve Kent w swojej książce, gdzie zamieścił też przemyślenia Alcorna na ten temat. Jobs był tak nisko w hierarchii Atari, że nie obchodziło mnie, co on robił. Był całkowicie poza zasięgiem mojego radaru. Właściwie to, co on tam robił? Jednym z jego pierwszych zadań było asystowanie zespołowi, który odpowiadał za automat Touch Me. Był to zupełnie inny automat niż te, z którymi kojarzę się nam Atari, bo nie było w nim monitora, czy raczej telewizora. Była to gra, gdzie odtwarzało się sekwencje kolorowych światełek wygenerowanych przez maszynę. Zabawne jest to, że Ralph Baer postanowił skopiować pomysł Atari i wydał swoją wersję gry w wersji zminiaturyzowanej. Dla tych, którzy nie widzieli poprzedniego materiału z historią Ponga, dodam, że jest to zabawne dlatego, bo Baer wraz z firmą Magnavox pozwoli Atari za skopiowanie Ponga, a teraz sam postanowił zrobić to samo. A pomysł na podebranie Atari automatu, przy którym grzebał Jobs, narodził się w jego głowie podczas imprezy MOA, gdzie odbywała się premiera zabawki. Miał wtedy powiedzieć Niezła rozgrywka, straszne wykonanie, wizualna nuda, okropne, skrzydliwe dźwięki. Jego wersja nazwana Simon trafiła na półki sklepowe dwa lata później, w 1978 roku. Co ciekawe, o ile automat Atari był kiepsko przyjęty, to gra Baera już całkiem nieźle. W takiej sytuacji Atari postanawia skopiować pomysł Baera, który skopiował ich pomysł i jeszcze w 1978 roku wypuścili na rynek mniejszą, kieszonkową wręcz wersję gry. Muszę jeszcze zaznaczyć, że znalazłem tylko jedno źródło, które podaje automat Touch Me jako ten, którym zajmował się Jobs. Jest to jednak prawdopodobne, bo jako pracownik techniczny Jobs zajmował się po prostu tym, co akurat produkowało Atari i ten automat był wtedy na hali produkcyjnej. Wracamy do Jobsa. Tak więc stanowisko, jakie pełnił w Atari, jak już wiecie, było niższego szczebla. Z perspektywy czasu możemy dodać, że wyróżniało go to, że był wtyczką szefa firmy, ale wtedy nikt tego nie wiedział. Dni w Atari mijały mu zatem na lutowaniu podzespołów do kolejnych maszyn z logiem Atari, między innymi Grand Track 20, czy którejś z licznych wariacji Ponga. Aż pewnego dnia Jobs stwierdził, że praca pracą, ale on musi odbyć pielgrzymkę do Indii, do swojego guru. Dzisiaj Steve przychodzi do mojego biura i mówi, że idzie do Indii, żeby odbyć pielgrzymkę do swojego guru. Ja mówię, no dobra, no to szczęście, jeśli się uda. Alcon stwierdził, że w sumie da się to jakoś pogodzić, bo w Niemczech zepsuły się jakieś automaty i ktoś musi się tam udać. Firma kupi mu bilet do Berlina, a pewnie z Niemiec do Indii bilet lotniczy będzie tańszy. Problem, jaki mieli niemieccy dystrybutorzy Atari, wynikał z różnicy standardów PAL i NTSC. Alcorn wytłumaczył Jobsowi, jak się z tym uporać i młodzieniec ruszył w drogę, a później miał się udać na wymarzoną pielgrzymkę. Mówiłem, Steve, mam dla Ciebie poradzenie. Przeprowadzę Cię do Niemiec za darmo. Wszystko, co musisz zrobić, to pracować jeden dzień z tymi chłopakami i potem iść do Indii. Potrzeba być wyższym, żeby dojść do Indii od Niemiec niż tutaj. On mówi, świetnie, zrobię to. Swoją drogą okazało się, że bilet do Indii z Berlina był droższy niż z Kalifornii. Naprawił ich problem, ale byli nim przerażeni, bo Steve Jobs jest antytezą Niemców. Oni to mięso, ziemniaki i piwo, a on to powietrze, woda i warzywa. Chyba. Powiedział Alcorn. Al miał odbyć kilka ciekawych rozmów telefonicznych związanych z delegacją Dobsa. Otóż partnerzy w Niemczech skarżyli się Alcornowi, że ubierał się i śmierdział jak medel oraz zachowywał się niegrzecznie. W odpowiedzi miał im rzucić, że jak będą potrzebowali pomocy z innymi automatami, to niech do niego dzwonią, bo ma tutaj więcej takich kolesi. Na co niemieccy partnerzy odpowiedzieli Jobs natomiast poskarżył się Alcornowi, że ci Niemcy to są jacyś dziwni. Nie mają nawet słowa wegetarianin w słowniku. Co prawdą nie jest. Po wykonaniu zadania Jobs udał się do Włoch. Z Włoch do Szwajcarii i dopiero potem poleciał do Indii. Po kilku miesiącach nieobecności wrócił do Stanów i od razu udał się do Atari sprawdzić czy jego praca jeszcze na niego czeka. Ten Baba Ram Dass, książkę którego Jobs dał Alcornowi, to między innymi amerykański nauczyciel duchowy i guru współczesnej jogi. A ta książka, Be Here Now, określana jest mianem Biblii kontrkultury i wywarła ona ogromne wrażenie na Jobsie. Okazało się też, że z Indii Jobs nigdy by nie wrócił, gdyby nie to, że złapał zapalenie wątroby i musiał wrócić do Stanów na leczenie, zanim wyzięł nieducha. W każdym razie został ponownie przyjęty w szeregi Atari i Alcornowi. Otóż kolejną wielką grą w historii firmy miał być Breakout, czyli taka wariacja Ponga, gdzie zamiast drugiej paletki była ściana klocków, którą trzeba było zbić kolejnymi celnymi odbiciami piłeczki. Dzisiaj mówimy na taką grę Arkanoid od tytułu gry o takim tytule wyprodukowanej przez Taito, dekadę później. Nolan przepisował się na to, żeby zbić piłeczkę, ale to nie było możliwe, bo nie było w stanie. Dekadę później. Nolan przepisuje sobie pomysł na stworzenie zarysów gry. Jobs twierdzi, że to on wszystko wymyślił, a skonfrontowany z tymi słowami Jobsa Bushnell odpowiedział a może to jednak on to zrobił? Ponownie podpowiem tym, którzy nie widzieli poprzednich filmów, że z Nolana to taki trochę kłamczuszek. Bushnell wierzył, że gra spodoba się graczom, ale na papierze wydawała się skomplikowanym projektem, a firma w tym czasie ciała koszty gdzie tylko się dało. Obliczono, że dobrze zaprojektowany automat wykorzystywał 75 układów scalonych i jeśli udawało się ograniczyć tę liczbę przed masową produkcją o chociaż jeden, to w ogólnym rozrachunku firmy oszczędzało na tym bardzo dużo pieniędzy. Gdzieś wyczytałem, że było to nawet 100 tysięcy dolarów, bo Atari produkowało tak duże ilości automatów. Nolan powiedział więc zespołowi, że ta gra musi mieć mniej niż 75 czipów i w rezultacie nikt nie chciał się podziąć tego zadania. Zaproponował więc, że wypłaci premię za każdy czip poniżej 75, który uda się wyciąć z maszyny finalnej. Wyzwanie wziął na siebie Steve Jobs, choć słowo siebie trzeba wziąć w cudzysłów, bo on sam dobrze wiedział, że to nie on będzie się tym zajmował. Alcorn i Bushnell też mieli swoje podejrzenia, bo choć wypowiadali się dość pozytywnie o Jobsie, to co do jednego nie mieli wątpliwości. Inżynier z niego żaden. Tym bardziej zaskakuje jego wywyższanie się nad innymi współpracownikami i mówienie im prosto w oczy, że są do... czterech liter. Błyszczałem tylko dlatego, bo wszyscy inni byli tacy źli. Mówił o kolegach z Atari Jobs. Dlaczego więc Nolan i Al pozwolili mu zaprojektować automat z grą w dodatku z ambitnym celem w postaci mniejszej niż zwykle liczby układu ustalonych? To było zaplanowane i wiedzieli oni, że Jobs wykorzystuje swojego dobrego znajomego Steve'a Łozniaka do takich zadań. A że Łozniak jest dobry w te klocki wiedzieli już wcześniej. Zaoferowali mu nawet pracę w Atari, ale ten odmówił. A skąd wiedzieli? Pamiętacie, jak zaznaczyłem kilka minut temu, abyście zapamiętali przyczynę zatrudnienia Jobsa w Atari? W skrócie, że był żółtodziobem, a tacy są tani, a że Atari wręcz ekskluzywnie zatrudniało ludzi mniej wykwalifikowanych, aby mniej im płacić, to młodziak dostał szansę. Swoje trzy grosze do kulis przyjęcia Jobsa do Atari podaje Łozniak. I zrobił to trochę przypadkiem, podczas niepozornej wycieczki po Computer History Museum. Otóż ktoś z tłumu zapytał go, kiedy dokładnie zatrudnił się w Atari. Na co ten odpowiedział, że on tam nie pracował, że zobaczył gdzieś Ponga, gra mu się spodobała i stwierdził, że sam sobie taką zbuduje w domu. I teraz najciekawsze. Powiedział, że Jobs wziął ten zrobiony przez niego klon Ponga do Atari i to właśnie dlatego Jobs miał dostać pracę, bo ten klon miał poświadczyć, że Jobs coś tam potrafi. W zasadzie, Steve Jobs wrócił i zabrał moją grę do Atari i otrzymał pracę. Steve Jobs wrócił i zabrał moją grę do Atari i otrzymał pracę. Atari była w Los Gatos w Kalifornii, gdzie teraz mieszkam. Bardzo się na to cieszę. Wczoraj przyjechałem tam i odwiedzałem w nocy. Mieli Steve pracować w nocy, więc on nie był z innymi ludźmi. To zupełnie nowy trop, którego nie znalazłem w żadnej książce. Jeśli dodamy do tego fakt, że chwilę po zatrudnieniu Jobsa również Łozniak dostał ofertę pracy w Atari, możemy chyba wysunąć wniosek, że w którymś momencie Jobs wyznał, kto był prawdziwym autorem zaprezentowanego klona, bo szybko też okazało się, że Jobs nie byłby w stanie czegoś takiego zrobić. Widziałem gdzieś w internecie obrazek, który pasuje do tej sytuacji. Dodam jeszcze, że link do wspomnianego filmu znajdziecie w opisie. Możliwe też, że Jobs pokazał tego klona dopiero później, po powrocie z Indii, a praca, którą dostał, o której mówił Łoz, to praca nad nowym projektem Niestety, jak to w historii Atari bywa, nic nie jest pewne na 100% i za chwilę usłyszycie, że Alcorn dowiedział się o tym, że to Łozniak wykonywał pracę Jobsa dopiero lata po fakcie. I tak w historii pojawia się kolejny Steve. To był genialny kawałek inżynierii, ale po prostu nie do wyprodukowania. Relacjonuje Alcorn, a w innym wywiadzie już sam Łoz mówi, że tych układów było 45, a nie 20-30, co i tak było wyczynem. A w jeszcze innym wywiadzie Alcorn mówił Okazało się więc, że Łozniak zrobił tak zaawansowany projekt, że fabryka miała problem z powieleniem jego schematu. W rezultacie, ponieważ gonił ich czas, Alcorn zlecił innym inżynierom ponowne zaprojektowanie automatu. Wyszło im coś około setki układów. Swoją drogą, Breakout miał być jednym z ostatnich automatów, gdzie stosowano płyty TTL. Chwilę później nastąpiła przesiadka na dedykowane czipy. Możemy się teraz zastanowić, czy z tym niemyciem się to nie była czasem sprytna sztuczka Jobsa. Alcorn powiedział kiedyś Może zatem specjalnie się nie mył, aby być przesuniętym na nocną zmianę, kiedy nikogo nie było i kiedy mógł przemycać Łozniaka, a na drugi dzień udawać, że to on zrobił to, co zrobił jego znajomy. To tylko takie luźne spekulacje. W dodatku kolejny raz historia nam się rozjeżdża, bo jedne książki podają, że Atari wiedziało o tym, że Łozniak odwalał robotę za Jobsa, a z drugiej strony mamy Alcorna, który wpadł na to dopiero po latach. Owszem, Jobs przemycał Łozniaka do Atari, ale nie po to, aby ten odwalał jego robotę, a żeby mógł sobie pograć za darmo na automatach. Robotę natomiast Łozniak odwalał za Jobsa w godzinach swojej pracy w HP. Co ciekawe, podczas pracy nad Breakoutem panowie nabawili się mononukleozy. Dodam tylko, że inna nazwa mononukleozy to choroba pocałunków. Historię dodatkowo zamieszał Nolan, bo choć sugerował w kilku wypowiedziach, że to przez nieprzyjemny zapach Jobs został zapchnięty na nocną zmianę, to w swojej książce twierdzi, że było to spowodowane tym, że Jobs po prostu chciał sobie spać w firmie. I to on nalegał na nocną zmianę. Co zresztą zrodziło problem, bo alarmy włączały się u nich regularnie. Rozwiązaniem problemu miało być wyłączenie alarmów i poleganie na czujności strażników. Wartym podkreślenia jest fakt, że na terenie zakładu nie było ani jednego prysznica. Ale jeśli myślicie, że to tutaj można się doszukiwać z przyczyn przykrego zapachu Jobsa, to przypominam, że na jego odrób skarżono się już na drugi dzień po przyjęciu go w szeregi Atari. Okazało się też, że inni pracownicy także chcieli skorzystać z możliwości niewracania do domu, bowiem zało się to niekiedy z kilkoma godzinami w korku i też woleli zostać na noc w pracy. Bushnell wyszedł im więc naprzeciw i kazał zamontować w zakładzie prysznicę. Wspominałem już o tym i powtórzę. Panowie co wywiad mówią coś innego, ale w tym samym wydarzeniu. Warto się też zastanowić nad tym, co takiego zrobił WOS, że nie dało się tego powielić podczas manufaktury. Ten wątek nie jest drażony w książkach czy wywiadach i pozostaje zagadką. Czy ścieżki były zbyt blisko i proces produkcyjny do jakiego dostępniał Atari był niewystarczający? Czy może mniejsza ilość chipów oznaczała, że musiały być lepsze, droższe i stawało się to nieopłacalne i zamiast przyznać się do bycia skąpcami WOS-u Łozniaka nie skorzystano, to bonus został wypłacony. A przecież jeśli coś było niejasne, to z pewnością WOS, który był na miejscu udzieliłby wyczerpujących wyjaśnień. Sprawa jest przynajmniej dziwna. Jeśli macie jakiś pomysł, może macie doświadczenie w temacie, to dajcie znać w komentarzu. Zostawmy kwestię powstania Breakouta i przejdźmy do tego, jak Jobs orżnął Łozniaka. Bo owszem, wykiwał swojego partnera, co do tego nie ma wątpliwości. Kwestią sporną jest kwota, na jaką to zrobił. Bo w zależności od tego, kogo się zapyta, to podają inne sumy. Wszyscy są zgodni jedynie do kwestii tego, że Jobsowi został wypłacony jakiś dodatek. Alcorn twierdzi, że było to 30 tysięcy dolarów. Nolan podpowiada, że 10. Wersja, która często się przewija, mówi, że WOS dostał jedną dziesiątą tego, co Jobs, pomimo tego, że wykonał niemal całą pracę. Na obronę Jobsa ma działać to, że pieniędzy nie wydał na siebie, a włożył je w tworzoną z WOS-niakiem firmę. Inna wersja mówi, że jednak wydał je na siebie. To w ten sposób miał opłacić swoją pielgrzymkę do Indii, gdzie spędził kilka miesięcy. Ale to się czasowo nie zgadza, więc może to być prawda tylko w sytuacji, jeśli ta pielgrzymka była na kredyt i po powrocie Jobs musiałby kogoś spłacać. Podczas podpisywania swojej książki I WAS w 2006 roku, WOS-niak tak wspominał tamte wydarzenia. To też jest jedna z wersji odnośnie tego, na co Jobs wydał pieniądze, bo dokładnie w tamtym okresie był zaangażowany w prowadzenie sadu w ramach jakiejś hippisowsko-sekciarskiej społeczności. Zajmował się jabłoniami, a jakże, i to właśnie stąd wzięło się logo firmy, za którą będzie stało. Ciekawie wyglądały okoliczności, w jakich WOS zorientował się, że został wykiwany przez kolegę. Według popularnej teorii leciał samolotem i przeczytał o tym w książce ZAP w której było to opisane. Bushnell znał inną wersję wydarzeń. Sam WOS-niak potwierdził, że obie wersje są prawdziwe. Najpierw miał trafić na wpis w książce, a potem podpytał Bushnella. Podsumował WOS. Po tym jak mleko się rozlało, Jobs zadzwonił do swojego kolegi z wyjaśnieniem. Wspominał WOS-niak, a ja dodam ten efekt dźwiękowy na podsumowanie. Jobs zaprzyjaźnił się jeszcze z Ronem Wayne, który polubił Jobsa do tego stopnia, że zdradził mu, że jest gejem. A warto podkreślić, że stosunek do homoseksualistów w latach 70, nawet w Stanach Zjednoczonych, był bardzo negatywny. Podczas szczery rozmowy Jobs miał go zapytać, co czuje jak widzi piękną kobietę. Na co miał usłyszeć w odpowiedzi. To tak jak wtedy, gdy patrzysz na pięknego konia. Potrafisz go docenić, ale nie chcesz się z nim przespać. Można o tym poczytać w wspomnianej biografii autorstwa Waltera Isaacsona, a człowiek z którym Steve odbył te rozmowy będzie w przyszłości jednym z założycieli Apple i jednym z trzech. Co ciekawe już kilka dni po zawiązaniu firmy odsprzedał pozostałej dwójce swojej udziały, których miał 10%. Dostał za nie jakieś śmieszne pieniądze, starczyłby pewnie na duże frytki z Maca, bo oczywiście Apple było wtedy nic nie znaczącą firmą. Po latach powiedział, że podjął bardzo dobrą decyzję, bo założyciele Apple generowali taki stres dookoła, że prawdopodobnie skończyłbym jako najbogatszy człowiek na cmentarzu. Udziały w swoim startupie zaoferowali też Alcornowi. Na pozytywnej nocie zamknę też temat higieny, z którą Steve miał ewidentnie problemy w latach swojej młodości. Jednak już kilka lat później miało się to zmienić. W swojej książce Finding the Next Steve Jobs Nolan Bushnell opisuje jak w 1980 roku kupił posiadłość w Paryżu i zorganizował parapetówkę dla znajomych. Na imprezę zawitał też Jobs. Nolan był wyraźnie zdziwiony faktem, że młodzieniec, który miał już wtedy subtesy związane z Apple, przeszedł na parapetówkę w czystych spodniach. Wyobraźcie sobie. Piszę. I tak wyglądała krótka, ale obfita w ciekawostki przygoda Jobsa i łozniaka w Atari. W 1976 roku, w tym samym miesiącu, w którym Atari wypościła automat z grą Breakout, czyli w kwietniu, Jobs odejdzie z Atari, aby skupić się na rozwijaniu swojego biznesu. Swoją drogą, wiedzieliście, że oryginalny Breakout to gra czarno-biała? Te kolory, które widzicie, to zwykła nakładka na wyświetlacz monochromatyczny. Dodam jeszcze, że w okazji 37. rocznicy premiery automatu Google przygotowało małą niespodziankę dla wszystkich, którzy wklepali do wyszukiwarki hasło Atari Breakout. To było jakąś dekadę temu i obecnie ten easter egg już nie działa. Pewne jest, że zarówno dla Jobsa, jak i dla łozniaka przygoda z Atari była ważna dla sukcesu Apple. Ten pierwszy wyciągnął lekcję, że interfejs powinien być intuicyjny i nie powinien wymagać od użytkownika długiej nauki, a drugi nauczył się dużo o wydajnym projektowaniu płytek i wiedzę tę przeniósł do tworzonego po godzinach komputera. Nolan miał jeszcze podsunąć młodemu przedsiębiorcy kilka pomysłów i wskazówek odnośnie tego, jak prowadzić firmę po nieznanych wodach. A nie zapominajmy, że zarówno Nolan z automatami, jak i Apple z komputerami wpływali na zupełnie niezbadane wody. Udawaj, że całkowicie panujesz nad sytuacją, a ludzie uwierzą, że tak jest. Doradzał Jobsowi i kto wie, może doradzał mu też w innych kwestiach. Wiedza i dobre rady to nie jedyny wkład Atari w sukces Apple. Sprzedawali oni też młodym przedsiębiorcom części po niskich cenach, a niektóre dawali im za darmo, jak przekonuje Bushnell, i z dumą stwierdza, że miał swój udział w powstaniu Apple. Warto też wiedzieć, że jedną z pierwszych osób, które Jobs poprosił o pieniądze, był właśnie Bushnell. Ale pomimo tego, że Steve był dobrym i lojalnym kretem, to Nolan mu odmówił. Bardzo intensywny. Bardzo intensywny młody człowiek. Nigdy nie spodziewałem się, że jego firma będzie tak duża i tak sukcesywna, jak jest. Miałem szansę, żebym kupił trzecią z nich za 50 tysięcy dolarów. Powiedziałem, że nie. Będę to żałował. Warto też wziąć pod uwagę to, że w dość młodym wieku został rzucony w świat wielkich pieniędzy, fleszy itd. I tutaj zakończę tę historię dodając, że niemal całe mięso do tego epizodu albo tofu jak kto woli pochodzi z książki, której pełny tytuł brzmi The Ultimate History of Video Games From Pong to Pokemon and Beyond The Story Behind the Craze That Touched Our Lives and Changed the World autorstwa Stevena Kenta. Polecam wam tę ponad 600 stronicową cegłę, bo jest tam dużo smaczków i wypowiedzi osób bezpośrednio zamieszanych w opisywane wydarzenia. I miejcie na uwadze, że epizod Jobsa w Atari to tylko malutki wycinek tej książki. Pozycję możecie przeczytać za darmo na platformie Archive.org, link w opisie. Warto się też zainteresować książką Finding the Next Steve Jobs, którą napisał Bushnell i zadedykował m.in. Jobsowi. Autoryzowana biografia Jobsa, Waltera i Saxona też jest dobrym źródłem wiedzy, ale choć nie brakuje w niej szczerości, to epizod w Atari zajmuje tam jedynie kilka kartek. Na końcu jak zawsze podziękowania dla tych, którzy pomogli mi w czytaniu tego materiału, a jako taką ciekawostkę na koniec zdradzę wam, że seria o Atari, która miała być pierwotnie jednym długim filmem, to 140 tysięcy znaków ze spacjami i gdybym nie podzielił tego na dwie główne części i jeden materiał dodatkowy, to wyszedłby film o... takiej długości. I to właśnie dlatego, choć nie lubię tego robić, zdecydowałem się na podzielenie materiału. Jeszcze tak na zakończenie tych filmów o Atari mam dla was ostatnią bonusową ciekawostkę, którą wyciąłem z pierwszego materiału. Dotyczy ona broszury reklamowej automatu Computer Space. Przyjrzyjcie się temu obrazkowi i zgadnijcie, co tutaj jest nie tak. Od razu zaznaczam, że nie chodzi o przezroczyste wdzianko tej pani i o jej demoniczne wręcz stopy. Dam wam kilka sekund. Otóż automat Computer Space mierzył 170 cm wysokości, a to oznacza, że ta pani była znacząco niższa. Tak wyglądała młodzież bawiąca się wersją dla dwóch graczy, która według dokumentacji również miała 170 cm. A tak wspomina ową panią Nolan. Dzięki za uwagę i do usłyszenia w następnym filmie. Nolan miał jeszcze podsunąć młodemu przedsiębiorcy kilka pomysłów i wskazówek odnośnie tego, jak prowadzić firmę po nieznanych wodach. A nie zapominajmy, że zarówno Nolan z automatami, jak i Apple z komputerami wpływali na zupełnie niezbadane wody. Udawaj, że całkowicie panujesz nad sytuacją, a ludzie uwierzą, że tak jest. Doradzał Jeppsowi i kto wie, może doradzał mu też w innych kwestiach. Wiedza i dobre rady to nie jedyny wkład Atari w sukces Apple. Sprzedawali oni też młodym przedsiębiorcom części po niskich cenach, a niektóre dawali im za darmo, jak przekonuje Bushnell i z dumą stwierdza, że miał swój udział w powstaniu Apple. Warto też wiedzieć, że jedną z pierwszych osób, które Jobs poprosił o pieniądze był właśnie Bushnell. Ale pomimo tego, że Steve był dobrym i lojalnym kretem, który mu odmówił, zauważył, że jest bardzo mądry, bardzo intensywny. Był bardzo intensywnym młodym człowiekiem. Nigdy nie spodziewałem się, że jego firma będzie tak duża i tak sukcesowa, jak jest. Miałem okazję znaleźć trzecią z nich za 50 tysięcy dolarów i powiedziałem nie. Zawiodłem tego. Początki kariery zawodowej Jobsa przedstawiają go w dobrym świetle. Jednak pamiętać należy, że Jobs był wtedy jeszcze nastolatkiem. Tym samym mógł sobie pozwolić na wygłupy. Warto też wziąć pod uwagę to, że w dość młodym wieku został rzucony w świat wielkich pieniędzy, fleszy itd. Tofu jak to woli I tutaj zakończę tę historię dodając, że niemal całe mięso do tego epizodu albo Tofu jak to woli pochodzi z książki, której pełny tytuł brzmi The Ultimate History of Video Games From Pong to Pokemon and Beyond The Story Behind the Craze That Touched Our Lives and Changed the World autorstwa Stevena Kenta polecam wam tę ponad 600 stronicową cegłę bo jest tam dużo smaczków i wypowiedzi osób bezpośrednio zamieszanych w opisywane wydarzenia i miejcie na uwadze, że epizod Jobsa w Atari to tylko malutki wycinek tej książki. Pozycję możecie przeczytać za darmo na platformie Archive.org link w opisie. Warto się też zainteresować książką Finding the Next Steve Jobs, którą napisał Bushnell i zadedykował m.in. Jobsowi. Autoryzowana biografia Jobsa, Waltera i Saxona też jest dobrym źródłem wiedzy, ale choć nie brakuje w niej szczerości, to epizod w Atari zajmuje tam jedynie kilka kartek. Bardziej spodobałam się książka The Innovators tego samego autora z szerszym spojrzeniem na sprawę. Na koniec jak zawsze podziękowania dla tych, którzy pomogli mi w czytaniu tego materiału, a jako taką ciekawostkę na koniec zdradzę wam, że seria o Atari, która miała być pierwotnie jednym długim filmem, to 140 tysięcy znaków ze spacjami i gdybym nie podzielił tego na dwie główne części i jeden materiał dodatkowy, to wyszedłby film o... takiej długości. I to właśnie dlatego, choć nie lubię tego robić, zdecydowałem się na podzielenie materiału. Jeszcze tak na zakończenie tych filmów o Atari mam dla was ostatnią bonusową ciekawostkę, którą wyciąłem z pierwszego materiału. Dotyczy ona broszury reklamowej automatu Computer Space. Przyjrzyjcie się temu obrazkowi i zgadnijcie, co tutaj jest nie tak. Od razu zaznaczam, że nie chodzi o przezroczyste wdzianko tej pani i o jej demoniczne wręcz stopy. Dam wam kilka sekund. Otóż automat Computer Space mierzył 170 centymetrów wysokości, a to oznacza, że ta pani była znacząco niższa. Tak wyglądała młodzież bawiąca się wersją dla dwóch graczy, która według dokumentacji również miała 170 centymetrów. A tak wspomina ową panią Nolan. Ona nie była młodzieżą. Właściwie była topless dancerką w barze na ulicy. Naprawdę? O, tak. Tak, tak. Tak, tak. Dzięki za uwagę i do usłyszenia w następnym filmie. O, tak. Tak, tak. Tak, tak. Tak, tak.