Windows 97 - nieznane oblicze Windows 95 (film, 26m)
Adam Śmiałek przedstawia w swoim najnowszym odcinku fascynującą historię komputerowego systemu operacyjnego, który niemal na stałe zmienił oblicze biur. W filmie omówiony został tzw. Windows 97, czyli wersja Windows 95 OSR 2.1. Choć nazwa może być myląca, to wiele osób z entuzjazmem wspomina ten system, który był wówczas przekrojem innowacji w świecie komputerów. Te czasy były pełne wyzwań, a Windows 95 miał podbić świat dzięki ciekawej kampanii promocyjnej i poprawkom, które wprowadziły rewolucyjnie nowe funkcjonalności, takie jak USB oraz obsługa wielu formatów plików.
W odcinku Adam przywołuje również pamięć o wcześniejszych wersjach systemu, takich jak Windows 3.1 i 3.11. Chociaż te systemy były ograniczone, dokonywano na nich czynności, które były praktyczne, mimo, że na o wiele mniejszą skalę. Adam podkreśla, że Windows 95 był systemem, który naprawdę miał duże ambicje – i to ambicje, które miały długo wytrwać w przyszłości. Warto wspomnieć o rzeczach, które zaczęły kształtować sposób, w jaki pracujemy z komputerami do dziś.
Ważnym aspektem omawianego tematu jest też wprowadzenie USB oraz FAT32, które zdecydowanie zmieniły sposób przechowywania i przesyłania danych. Adam zaznacza, jak skomplikowane było wówczas posunięcie w stronę nowych technologii, gdy wiele osób wciąż korzystało z przestarzałych procesorów. Z dużą liczba komputerów w firmach musiano wyważyć granice stabilności systemu i jego możliwości.
Nie można pominąć kwestii multimediów, a Adam przecież umiejętnie skupia się na ich epizodach w historii Windows. Taktujący charakter i powiązanie ze starą architekturą 486 oraz nowoczesnymi komponentami, czyni wyzwanie związane z uruchamianiem systemu Windows 95 na słabszym sprzęcie jeszcze ciekawszym. Adam z pasją przedstawia, jak takie limity sprzętowe wpływają na wydajność i użytkowanie systemu.
Na koniec Adam komentuje statystyki dotyczące swojego filmu. W chwili pisania tego artykułu, odcinek ten ma 52 212 wyświetleń oraz 2 630 polubień. To pokazuje rosnące zainteresowanie zagadnieniami retro, zarówno w kontekście historii systemów operacyjnych, jak i fizycznego sprzętu komputerowego, z którego korzystamy na co dzień. Każdy nowy odcinek to kolejna szansa na odkrycie fascynujących aspektów przeszłości komputerów. Zachęcamy do subskrypcji kanału i śledzenia nadchodzących materiałów.
Toggle timeline summary
-
Wprowadzenie TME jako kanału partnerskiego.
-
Różnica między notebookiem a komputerem elektronicznym.
-
Wzmianka o Windows 97.
-
Wyjaśnienie istnienia Windows 97.
-
Wprowadzenie do OSR 2.1.
-
Dyskusja o wycofanych komputerach z procesorami DX2.
-
Wyjaśnienie protokołu zniszczenia.
-
Przegląd historycznych zastosowań komputerów.
-
Ambicje Windows 95 w zmianie nawyków komputerowych.
-
Informacje o wersji beta i kampaniach promocyjnych.
-
Wprowadzenie istotnych funkcji w Windows 95 OSR 2.
-
Problemy związane z wersjami OSR.
-
Reakcja Microsoftu na wyzwania, przed którymi stają producenci.
-
Dyskusja na temat używania Windows na starszych procesorach.
-
Ustawienia i specyfikacje komputera używanego w testach.
-
Testowanie wydajności komputera z zainstalowanymi aplikacjami.
-
Ostateczne przemyślenia na temat multimedialnych możliwości Windows 95.
-
Podsumowanie i wzmianka o późniejszym wydaniu Windows 98.
-
Zaproszenie do subskrypcji i wsparcia.
Transcription
Partnerem kanału jest firma TME, globalny dystrybutor komponentów elektronicznych. Przypominam, że w tym odcinku nie będę mówić o komputerze, a o komputerze elektronicznym, którym nie ma żadnych wątpliwości. Zobaczmy, co się dzieje z tym komputerem elektronicznym. Dzień dobry, dzisiaj wystąpi Windows 97. Czy aby się nie pomyliłem, przecież nie było takiego systemu. A jednak tak nazwano pewną wersję okienek, która stała się cichym pionierem nowoczesności. Co to jest? Nie ma szans, toż to zabawka, fikołki takie. To już przeszłość, dziś to całkiem poważny system. Do pasjansa i sapera. My tu pracujemy, księgujemy każdego dnia tysiące faktur. I właśnie dlatego proponuję najnowszą wersję, 95 OSR 2.1. Nie, ja nie wezmę odpowiedzialności za stabilność pracy tego przedsiębiorstwa. Wymienimy komputery. Starym wystawi pan protokół zniszczenia. To jakieś 40 maszyn z procesorami DX2, 66, a nawet jakieś setki się trafią. Co się z nimi potem stanie, to już pański problem. Hmm, mówi pan o OSR 2.1. Przeanalizujmy ten kontrakt raz jeszcze. Oto ten kontrakt. Tak, drodzy widzowie, dziś uchylę rąbka tajemnic określanych jako protokół zniszczenia. To pojęcie dawało drugie życie przedmiotom i stymulowało rozwój sektora informatycznego. No i motywowało do pracy odpowiedzialnych za stan komputerów w przedsiębiorstwach. Jak się łatwo domyślić, złomujących maszyny wyłącznie na papierze. Jeśli macie jakiegoś znajomego informatyka i ma on nieprzyswoicie dużą liczbę jeszcze nie całkiem starych komputerów, które można od niego okazyjnie kupić, poznaliście właśnie mechanizm odpowiedzialny za ten stan rzeczy. Ale to nie o tym film, a o pierwszym w historii okienkowym systemie Microsoftu, którego dało się używać, nazwijmy to, poważnie. Przy czym musimy tu wspomnieć o dwóch tworach, Windows 3.1 i 3.11, których także używano do zadań niezabawowych, lecz na znacznie mniejszą skalę i, że się tak wyrażę, nie były w biurach obowiązkowe, mając w czasie panowania tych systemów zamienniki ze świata DOS-a. Drugim był NT 3.5, który także przestawiłbym na inną półkę, bo był tworem zdecydowanie dla innych zadań, a z wymienionym przed chwilą łączył go i to częściowo tylko interfejs. Złomujące maszyny To właśnie Windows 95 miał podbić świat i raz na zawsze zmienić nawyki, najpierw w biurowe, a potem już wszystkie z komputerami związane. Jak się okazało, zanim się to stało, mieliśmy czas wielkiej bety, pełnej potknięć i wywrotek, która bardziej odstraszała niż przysparzała sympatii nowemu systemowi. Jednak mocna kampania promocyjna, składaczom komputerów rozsyłano nawet dema tego systemu, sprawiła, że sprzedaż rosła szybko. Miłośnicy ładnego interfejsu decydowali się na przesiadkę wcześniej, zaawansowani użytkownicy jednak żądali jeszcze stabilności, wciąż czekając. Rok później uaktualnienie pojawiło się dwukrotnie. Pierwsze było po prostu wersją naprawioną, drugie zaś można było nazwać nowym systemem, gdyż wprowadzono rozwiązania rewolucyjne. USB, FAT32, UltraDMA, AGP, wsparcie dla MMX-ów i Pentium Pro oraz wiele innych rzeczy. Postanowiono jednak pozostać przy starej nazwie, dodając mało finezyjne OSR 2. Ponieważ jednak dodanie tak wielu nowych elementów na nowo, tworzy kolejną betę, w 1997 roku pojawiła się kolejna poprawka, czyli czwarte już wydanie, dziewięćdziesiątki piątki, zwane jako OSR 2.1. Bałagan był nieziemski, OSR-y funkcjonowały równolegle z nazwą 400950 i kolejnymi literami alfabetu, ale nie do końca. Oba OSR-y drugie miały to samo oznaczenie z literą B. Do tego nie dało się ich kupić tak po prostu, gdyż sprzedawano je wyłącznie jako pakiet dla producentów komputerów. Z tym, że każdy producentem zostawał, gdy kupował sobie taki pakiet choćby tylko z myszką. Było to, delikatnie mówiąc, mało mądre, ale zrozumiałe. Microsoft odsyłał niezadowolonych na drzewo, sugerując, by jako producenci komputera siedli teraz przed lustrem i zaimprowizowali sobie helpdesk, który rozwiąże im problemy z komputerem. Wszystko w zgodzie z licencją. Mimo braku internetu, który dopiero organizował się, po świecie rozeszła się informacja, by całe te oryginalne 95-ki wywalić i zainstalować sobie przemyconą skądś wersję OSR 2.1, którą serwisy często nazwały właśnie Windows 97, od daty wydania. Dla porządku dodam, że nie była to ostatnia wersja. Przed 98-ką wydano jeszcze OSR 2.5, ale pakiet zawierał głównie dodatkową przeglądarkę Internet Explorer w wersji czwartej, marną i ciężką, a mocno integrującą się z systemem, czyjąc z niego ociężałą krowę, zwłaszcza na maszynach słabszych. Miłośnikom zabawy w retro odradzam tę odsłonę systemu na rzecz starszej o jedno oczko, z ewentualnymi niezależnymi łatami. O wdrażaniu projektu pod nazwą Windows 95 w pierwszej wersji opowiem innym razem, dziś skupimy się na wymienionej wersji poprawionej. Okienek Nie byłoby sztuką odpalić ją na maszynie wirtualnej czy jakimś szybkim Pentium. Jednak w dniu premiery tej wersji okienek pojawiły się dopiero pierwsze kostki Pentium MMX, a większość posiadaczy komputerów była szczęśliwa, jeśli tylko miała pod maską szybsze 486. Toteż postanowiłem uruchomić taki system właśnie na takim, wówczas już lekko podstarzałym komputerze, paradoksalnie wcale nie starym, bo rocznym. Tak, w tych szalonych czasach, po wyjściu ze sklepu, miało się już komputer stary i wolny. Raz na zawsze rozstrzygniemy też kwestię, czy da się używać okienek na procesorze 486. Komputer wystąpił już w odcinku o mikroprocesorach tej rodziny, ale tylko przez chwilę i dziś przyjrzymy się mu bliżej. Przypomnę, na płycie marki Zidia umieściłem ostatni produkt Intela dla tej platformy, DX4-100 w odsłonie SK96, wspierający wszelkie wynalazki tej rodziny łącznie z technologią Right Pack. Wstawiłem dwie kostki RAM-u, dające w sumie 16 MB, jak widać, różne, bo tak można było na płytach 486. 16 MB było minimalną, sensowną ilością RAM-u do pracy z bohaterem odcinka, jak również standardową ilością pamięci wówczas instalowaną. Typowy biurobiec posiadał typową kartę grafiki, a typową wówczas była S3 Trio. Najczęściej oferowano ją z megabajtem pamięci i miejscem na drugi, a ponieważ kilka takich kostek poniewierało mi się w szufladzie, zrobiłem sobie kartę na bogato, dzięki czemu będziemy mogli użyć wyższych rozdzielczości w pełnym kolorze. Jak mówiłem, S3 były wówczas niesamowicie popularne, siedząc chyba we większości komputerów. Wspierały wyłącznie dwuwymiarowe operacje, ale całkiem sprawnie, korzystając z nowinki, czyli szyny PCI, co było potrzebne w okienkach do ich sprawnego wyświetlania. Ponieważ 95-tki reklamowano głośno jako multimedialne, wstawiłem również kartę muzyczną, co istotne, wówczas nieobowiązkową, zwłaszcza w biurach. Lecz zamiast użyć jakiegoś klasyka, osadziłem nowość, M Sonica przygarniętego przez Creative. Była to jedna z pierwszych kart typu Wavetable, która dzięki szynie PCI przechowywała próbki w pamięci głównej komputera, a nie w osadzonej na karcie. Jednak do tego trzeba było mocy, więc za chwilę zobaczymy, jak sobie z tym zadaniem maszyna poradzi. Karty te, znane jako kolejne wersje Sound Blaster PCI, kiepsko radziły sobie w DOS-ie, ale nie były kierowane do takich zadań. Znaleźć można je było w większości tańszych komputerów i dopiero Sound Blaster Live zakończył ich popularność i to nie od razu. Dysk. Komputer potrzebuje dysku. Jako jedyne urządzenie nie z epoki wystąpi MaxThor z roku 2003, wspierający ostatnie odsłony równoległego interfejsu, więc pracując tutaj, będzie mocno niedowartościowany. Dysponuje pojemnością 80 GB, która dla tej płyty jest niedostępna wprost. Chciałem jednak pokazać, że nie jest to przeszkodą, a kilka lat rozwoju z pewnością wpłynie pozytywnie na osiągi, nawet nie w pełni wykorzystanych możliwości. Uzupełnieniem będzie oczywiście stacja dysków i czytnik płytek, którego zadania przejmie nagrywarka DVD w pełni kompatybilna z CD z czasów, gdy standard DVD jeszcze nie istniał. Po połączeniu wszystkiego ze sobą i włączeniu zasilania pojawił się taki komunikat. A więc komputer żyje i wykrywa wszystko, co ma wykryć. W BIOS-ie pojawia się dysk, ale tylko nieco ponad 8 GB. Nam to przeszkadzać nie będzie, jednak kto miał wówczas większe zasoby, a miał ktoś, stosował programowe sposoby na korzystanie z całej powierzchni dysku. Zamieszczam zdjęcia kolejnych ekranów, które przedstawiają typowe ustawienia pod okienka. Zresztą nie mamy tutaj zbyt wielu istotnych opcji. Czasy dostępu metodą prób i błędów ustalamy na jak najkrótsze, przy stabilnej pracy. Jest to czasochłonne, choć akurat ta konfiguracja pozwoliła na ryzykowne ustawienia. Problemy zaczęłyby się przy procesorach wymuszających więcej niż 33 MHz częstotliwości bazowej. Po zapisaniu ustawień postanowiłem uruchomić aplikację Spitzes. To bardzo sprawne i zwarte narzędzie ukazujące wnętrzności i wykonujące szereg testów. Jak widać, o ile dysk radzi sobie dobrze, pamięć, na tyle na ile potrzebuje tego mikroprocesor, ten ostatni grzęźnie gdzieś w ogonie. Zobaczymy potem co z tego wyniknie. Czas przypomnieć sobie działania sprzed ćwierci wieku. Dysk był już przeze mnie sformatowany w systemie FAT, oferując co prawda tylko 2 GB pamięci, co jest 1,4 jego pojemności, ale ponieważ to i tak więcej niż potrzeba, pozostałem w tym systemie plików zadowalając się ograniczeniami. Po wstawieniu płytki i uruchomieniu instalatora, oczom naszym ukazuje się dawno już nieoglądany obraz. Będziemy teraz klikać w kolejne etapy, przy czym ja zaznaczam opcję wgrania wszystkich elementów. W każdych warunkach odradzam używania dziwnych nazw czy polskich znaków, w tym miejscu i wszystkich kolejnych związanych z nazwami przydzielanymi za sobą. Zobaczmy, co się wydarzyło. Co ciekawe, w małych sieciach biurowych protokół TCP był wybierany rzadziej wobec wygodniejszego wówczas IPX-a, w którym nie trzeba było niczego konfigurować. A w przypadku komputerów izolowanych po prostu niczego się nie wybierało. Sytuacja zmieniła się z chwilą podłączenia internetu. Jeśli nie posiada się dyskietki startowej wspierającej FAT32, warto taką stworzyć na tym etapie, by móc zarządzać większą powierzchnią dysku i naprawiać w razie potrzeby obszary startowe. Następnie trzeba zaczekać kilkanaście minut, czytając entuzjastyczne hasła, co to teraz będzie można i jacy to będziemy szczęśliwi. Po resecie i nazwaniu konta czekają nas jeszcze czynności związane z rozpoznaniem sprzętu. Ostatnie szlify ustawień i w końcu zobaczymy stare, dobre okienka. System nie rozpoznał karty dźwiękowej, więc będzie ją trzeba zainstalować ręcznie. Jak widać, nazwa ma coś wspólnego z soundblasterem, choć nie jest to rzecz jakkolwiek kompatybilna z tym standardem. Po wejściu w menadżer zadań okaże się, że z grafiką także coś nie poszło. Ta wersja układu nie została rozpoznana, więc i tutaj potrzeba sterowników. Teraz jest już dobrze, tylko ubogo. Pokolorujmy świat. 2 MB wystarczą jedynie na rozdzielczość 800x600 pikseli, ale wówczas to był standard, więc poczujemy się jak w domu. Starym domu. Litera B pozwala jedynie rozpoznać, iż mamy tutaj wersję uaktualnioną, ale już bez konkretów. Zróbmy mały rekonesans po elementach. Jak mówiłem, zainstalowałem wszystkie składniki, by teraz się im przypatrzyć. Część z nich jest zupełnie nieprzydatna, ale po kolei. Ten system systemowo wspierał świątej już pamięci faksowanie. Młodym ludziom polecam poszukać wyjaśnienia tego słowa w sieci. Notabene, jeden faks czeka na film i trzeba będzie w końcu o tym pomyśleć. Gry jak to gry, dla wielu najważniejsza rzecz w komputerze, super pasjans i takie tam. Wystąpiło to już w filmie o trzecich okienkach i od tego czasu wiele się nie zmieniło. Multimedia zdefiniowano na nowo, choć w poprzednim systemie też już mogliśmy słuchać muzyki i oglądać filmy. Do tego za chwilę powrócę. Narzędzia systemowe istnieją od pierwszych okien, zmieniając się co wersję. Przy czym pojawiają się nowe, a niektóre jak na prawa poczty, znikają. Z tych ulubionym był defragmentator, bo hipnotycznie przystawiał cegiełki, z których zbudowany jest program, jak to moja znajoma ksiągowa kiedyś mi powiedziała. Drive Space zaś kompresował zapisy w locie, powiększając zasoby skromnych wówczas dysków kosztem obciążenia procesora. Sens to miało także w przypadku używania dyskietek, acz pokładowy ZIP z Commandera robił to równie dobrze, a bardziej świadomie. Zdjęcie System po raz pierwszy wspierał skanowanie, o ile tylko zainstalowaliśmy sterowniki od posiadanego skanera. Te i tak zwykle oferowały własny panel, bardziej zaawansowany, więc była to tylko ciekawostka. Kalkulator Paint WordPad, o tym powiedziano już wszystko. Oczywiście WordPad nie potrafił otworzyć plików z Ofisa, jeśli te nie były zapisane w zubożonym formacie specjalnie dla niego. Moja aktówka, folder wspólny dla grupy komputerów celem automatycznej synchronizacji danych, wpychał się wszędzie, nawet tam, gdzie komputer był jeden. Nikt tego chyba nie używał. Exchange Mail i News, a właściwie także wymieniony fax, to część pakietu pocztowego, rozbitego tutaj na składowe. Z tym mamy straszny bałagan, bo co aktualizacja, to zmieniono składniki i ideę. Toteż ten sposób na pocztę nie zrobił kariery, a gdy ta już zaczęła być używana, pojawił się Outlook Express. Przeglądarka to także dopiero trzecia wersja, praktycznie wspierająca jakieś tylko podstawy i to po swojemu. Dopóki komputer nie miał przywileju zaglądania w świat, można było to tak zostawić. Jednak gdy internet stawał się dostępny, koniecznie należało zainstalować aktualizacje. Krążyły one pod nazwą pakietu Internet Explorer, ale zawierały także pozostałe składniki i były darmowe. Ostatnią wersją dla tego systemu była piąta i pół, jak na tamte czasy radząca sobie jako tako ze stronami. Cały wymieniony bałagan pocztowy zastępował Outlook Express z tym samym numerem, także dający sobie radę. Pojawił się też Messenger, którego w sposób prosty nie dało się wyłączyć, więc dyndał samotnie obok zegarka, bo jeśli już ktoś używał komunikatora, to później i raczej gadu gadu. Windows 97, jak go nazwałem, był ostatnim systemem integrującym elementy Microsoftu właściwie w całości. Od przeglądarki i poczty po sprawy biurowe, bo najczęściej instalowanym pakietem był Office 95, a potem 97. Konkurencyjne, jak się okazało, często lepsze rozwiązania, jak Firefox, zwany początkowo Phoenixem, Thunderbird czy OpenOffice, jeszcze nie istniały i pojawiły się właśnie ze względu na problemy wymienionych bądź ceny w przypadku Office'a. Na koniec przyjrzyjmy się elementom multimedialnym. Kto pogrzebał po płytce, szybko znalazł tam słynny teledysk. W dwóch kopiach. Jeden zakodowany Cinepakiem o rozdzielczości 320x240 pikseli w 15 klatkach na sekundę. Drugi już jako MPEG-1 w podobnej rozdzielczości, ale naturalnej płynności, ze ścieżką audio także skompresowaną. Co to? Microsoft zawsze miał beznadziejną rękę do mediów. Odgłosy systemowe były źle przycięte, zaszumione, nierówne, po prostu tryskały amatorstwem. Nie inaczej jest z materiałami, które tu widzimy. Zupełnie nie wykorzystują potencjału. Szkoda, że nie poproszono o ich przygotowanie choćby jakiegoś producenta telewizorów. Wtedy jednak fascynowały samym faktem istnienia. Sprawdźmy teraz czy 486 z zegarem 100 MHz da sobie radę z tymi gripami. Cinepaka da się oglądać, biorąc pod uwagę ograniczenia samego źródła. System nie wspiera żadnych rozmyć i innych ulepszeń w trybie pełnoekranowym, więc oglądamy kosmiczną pikselozę, ale bez rwania. O MPEG-u możemy zapomnieć, kilka klatek na sekundę i rwany dźwięk uniemożliwia stworzenie kina. Co ciekawe, w trybie pełnoekranowym karta interpoluje piksele, ale zbyt wolno. Cóż, do MPEG-a potrzeba Pentium, najlepiej MMX albo karty graficznej, biorącej na siebie dekompresję strumienia. Niepocieszeni spróbujemy pobawić się MP3. Winamp właśnie się rodzi, co prawda jeszcze nie ta wersja, ale MP3 powoli zaczynało robić karierę. Wrzuciłem więc swój dyżurny test i smuteczek. Wynik z MPEG-u Wynik z MPEG-u Wynik z MPEG-u Wynik z MPEG-u Ale dobrze, pogrzebmy pod maską. Spróbujmy obniżyć częstotliwość dekodowania do 12 kHz. Spróbujmy odniżyć częstotliwość dekodowania do 12 kHz. Niestety, co prawda czkawka zrobiła się dużo rzadsza, ale dwa razy zerwało odtwarzanie. Cóż, wyłączmy pracę stereofoniczną i posłuchajmy znowu. Spróbujmy odniżyć częstotliwość dekodowania do 12 kHz. Spróbujmy odniżyć częstotliwość dekodowania do 12 kHz. Udało się. I tak ma być, 486DX100 poradzi sobie z monofonicznym plikiem o częstotliwości próbkowania równej 22 kHz. Na szczęście głośniki stojące wówczas obok najczęściej były tak marne, że nie przeszkadzało to wcale. Alternatywnie można sobie włączyć stereo przy 6 kHz pasma słyszalnego. Co kto lubi, albo raczej czego nie lubi mniej. Wszystko to w tym filmie. Przyjrzyjmy się jeszcze ostatniej rzeczy, pierwszym próbom technologii Wavetape bez pamięci na karcie muzycznej. W tamtych czasach to wbudowane syntezatory dostarczały grom muzyki. Do mniej więcej połowy lat dziewięćdziesiątych panowała synteza FM. Gravis i AW32 zmieniły to, ale były drogie. Ensoniq, opracowując układy dla magistrali PCI, poszedł tanią drogą, wsadzając tablicę próbek do pamięci komputera. Jak to działa w praktyce? Wykorzystamy znany utwór demonstracyjny dostarczany z każdą kopią systemu. Posłuchajmy fragmentu z wykorzystaniem starego, jeszcze monofonicznego Sound Blastera. Słuchajmy fragmentu z wykorzystaniem starego, jeszcze monofonicznego Sound Blastera. A tak zagra tablica próbek, którą znajdziemy w dwu megabajtowym pliku ukrytym w systemowym katalogu. Słuchajmy fragmentu z wykorzystaniem starego Sound Blastera. Okazało się, że procesor dał radę, choć obciążenie systemu znacząco wzrosło. Co oznacza, że już nie pogramy w grę, bo nie ma rezerwy. Ale w panelu znajdziemy jeszcze dwa ulepszacze, aktywujące pogłos i chorus. Po włączeniu tych opcji komputer zagrał tak. Trochę się to rozłaź, ale już finał? Żałość. Cóż, te efekty ma liczyć procesor i na tym polegały oszczędności. Tak więc do 486 nie ma sensu wsadzać takich kart, chyba że nie zależy nam na dźwiękach Miki. Aczkolwiek da się i o to w testach chodziło. A do systemu zarówno kolejnego jak i poprzedniego jeszcze powrócę, przypatrując się im z innych perspektyw. Karierę robił dużą, ale krótką, bo o ile był bardzo nowoczesnym systemem do zabaw biurowych, był zupełnie niedojrzały do celów internetowych. I dość szybko zastąpiła go 98, zwana dziewiątką, ale o tym innym razem. Zapraszam do subskrybowania kanału i odwiedzenia mojego konta Patronite. Do widzenia. Proszę o subskrypcję i komentarz, jeśli masz ochotę wesprzeć moją twórczość, zapraszam na mój Patronite. Napisy stworzone przez społeczność Amara.org